Prof. Dr Karol Sauerland

Teksty zebrane

Karol Sauerland

Ja, Inni oraz Pomiędzy

Ja. Kto to taki? Czy Ja byłoby możliwe bez odniesienia do tych, których się zazwyczaj określa mianem Innych? Zacznijmy od tego, że jestem właśnie Innym/Inną dla owych Innych. Ale bycie kimś dla kogoś to nie jest przecież Ja, nie jest ono też światem Innych; jest to pewne ›Pomiędzy‹. Ale właśnie ›Pomiędzy‹ wymyka się najbardziej wszelkim próbom uchwycenia i określenia, aby użyć pojęcia Hegla. Charakterystyczną cechą ›Pomiędzy‹ jest różnorodność, podleganie nieustannym zmianom.

Z punktu widzenia Ja chodzi o to, by Inny, Inna lub Inni postrzegali nas w pewien szczególny sposób. Nasz obraz w ich oczach ma świadczyć, że Ja to ktoś określony. Inni powinni móc powiedzieć: on/ona jest właśnie taki/a; i nie należy tego poddawać w wątpliwość. Inni muszą się z tym pogodzić. Oczywiście tak się nie dzieje, Inni wprowadzają swoje poprawki do tego obrazu, próbują zrobić na nim rysy, albo interpretują tak jednoznacznie, że Ja czuje się źle zrozumiane, gdyż ono samo nie jest przecież dla siebie nigdy jednoznaczne, chyba że jest do jednoznaczności zmuszone. Ja pragnie być różnymi osobami jednocześnie i nie chce zostać przypisanym do jednej roli, na pewno nie na zawsze. Dlatego wysyła sygnały, by Inni skorygowali wyobrażenie, jakie o nim/niej mają, i przyczynia się w ten sposób do powstania nowego ›Pomiędzy‹.

Nowe ›Pomiędzy‹ powstaje ponadto dlatego, że Inny/Inna oraz Inni nigdy nie pozostają tacy sami; zmieniają się oni i zmianie ulega ich liczba. W przypadku dziecka mówimy o osobach, z ktorymi ono obcuje. Charakter tych osób nie jest niezmienny, prócz tego jedne osoby są zastępowane przez inne. Dziecko przychodzi na świat w pewnej rodzinie. Nie jest bez znaczenia, czy to pierwsze, drugie, czy trzecie z kolei dziecko. Więcej rodzeństwa trudno nam sobie dziś wyobrazić. Niegdyś mogło to być jednak także dwunaste dziecko. Starsze będą dla niego drugą matką lub drugim ojcem. Następnie mamy do czynienia z dziadkami, ciotkami, i wujami. Z ukochanymi. Z nauczycielkami i nauczycielami. Z rówieśnikami. Wielka różnorodność ›Pomiędzy‹. Nie mówiąc o możliwości, że Ja żyje jednocześnie w dwóch lub więcej kulturach i musi od wczesnych lat posługiwać się kilkoma językami. Ja żyje w przestrzeni, w której Inni stanowią punkty odniesienia. Niekoniecznie muszą to być żyjący Inni. Także zmarli należą do tej konstelacji. Wyobraźmy sobie dziecko, które wychowuje się bez ojca, ponieważ ten został rozstrzelany, jest jednak obecny dzięki opowiadaniom Innych. Także Bóg może być Innym, wobec którego Ja chciałoby się sprawdzić. Sztuką dla Ja jest poradzić sobie ze wszystkimi swoimi Innymi. Zazwyczaj nie udaje się to, ponieważ Inni nie radzą sobie ze sobą nawzajem. Ja musi się określić po stronie jednych przeciwko drugim, wybrać sobie dobrych Innych, a pozostałych odrzucić albo uznać za wrogów. Ja czyni to na ogół chętnie, ponieważ pragnie nadać porządek zmiennemu ›Pomiędzy‹, które jawi się mu jako chaos. Punkty odniesienia powinny rozłożyć się przejrzyściej. Cóż jednak, jeśli wśród Innych znajdzie się Julia lub Romeo? Swoi stają się wtedy wrogami, złymi Innymi, Ja szuka poparcia wszędzie, gdzie może je znaleźć. Musi zbudować nowy system odniesienia, aby owego Innego, Romea lub ową Inną, Julię, spotkać, aby móc z nią lub z nim być. Taką relację określa się mianem miłości. Powstaje wrażenie, że chodzi wyłącznie o tego jedynego Innego albo o tę jedyną Inną, lecz w rzeczywistosci wielu różnych Innych ma swój bezpośredni lub pośredni udział w owej relacji. Zamiast o Romeo i Julii można też mówić o wyborze kierunku studiów lub opcji politycznej. Ja popada w nowe ›Pomiędzy‹, w którym musi się sprawdzić, jeśli chce znaleźć miejsce dla siebie w nowej przestrzeni.

Czym jest wobec tego Ja? Wiązką relacji. Istotą, która musi i chce potwierdzić się wobec Innych i między Innymi. Określa się w odniesieniu do Innych. Jeślibyśmy chcieli mówić o tożsamości Ja, to byłaby ona tożsama z wirtualnymi nićmi biegnącymi od Ja do Innych. Byłoby to więc w istocie przeciwieństwo tożsamości, gdyż owa sieć nieustannie się zmienia, pewne nici zrywają się, inne powstają, już istniejące stają się luźniejsze lub zawiązują się mocniej. Ja przypomina pająka niezmordowanie zatroskanego o swoją sieć. Tylko, że punkty, w których jego sieć jest zamocowana, są zmienne i znajdują się w ciągłym ruchu. Dany/dana Inny/a jest nagle inną osobą, ponieważ Inni stali się inni albo też samo Ja nie jest już takie samo.

Nie znaczy to, że Ja jest niemożliwe do określenia, że jakoby przedstawia abstrakcyjne pojęcie niby liść i uczciwość, o których Nietzsche powiedział: »Skoro jest rzeczą pewną, że jeden liść nigdy nie jest całkiem taki sam jak drugi, to pojęcie liść tworzy się tak, że w sposób dowolny nie zwraca się uwagi na tę indywidualną różność, zapomina o tym, co dla każdego z nich specyficzne, i powstaje wyobrażenie, jakoby w przyrodzie poza liśćmi istniało coś takiego jak liść, coś w rodzaju praformy, wedle której kształtowana byłaby tkanka wszystkich liści, ich rysunek, rozmiar, zabarwienie, pofałdowanie, malunek – ale przez niezgrabne ręce, tak że żaden egzemplarz nie wychodzi w sposób bezbłędny i wiarygodny jako wierne odbicie praformy. Mówimy o kimś, że jest uczciwy; pytamy: dlaczego zachował się dziś tak uczciwie? Nasza odpowiedź zwykle brzmi: z powodu swojej uczciwości. Uczciwość! Mutatis mutandis znaczy to: liść jest przyczyną liści.

A przecież nic zgoła nie wiemy o rzeczywistej jakości, która nazywałaby się uczciwością, znamy za to dobrze liczne zindywidualizowane, a tym samym nie takie same uczynki, które w wyniku pominięcia tego, co nieidentyczne, zrównujemy ze sobą, a następnie określamy mianem uczciwych uczynków; na koniec zaś za sprawą nazwy uczciwość tworzona jest z nich przez nas jakaś qualitas occulta.«

Nie chodzi o to, że należy widzieć w Ja relacje odniesienia do Innych. Nie jest ono zależne od danego ›Pomiędzy‹, ale od tego, w jaki sposob wpływa na owo ›Pomiędzy‹, jak zadzierzguje nici, które łączą je z Innymi, jaką postawę przyjmuje wobec Innych czy też wręcz, jak się do nich ustosunkowuje.

Można by zatem sądzić: Ja – to Inni. A jednak tak również nie jest, gdyż Ja chce być inne niż Inni, aby być postrzegane jako Ja. Zarazem nie powinno być to wszystko zanadto jasne, ponieważ wtedy grozi niebezpieczeństwo, że Inni stwierdzą: to właśnie jest taka a taka osoba, obdarzona tymi a nie innymi cechami. Dlatego Ja potrzebuje czegoś, co uczyni zeń zagadkę. Musi mieć w sobie coś tajemniczego. Może to osiągnąć albo gdy jego działania sprawiają wrażenie irracjonalnych, albo gdy nie pozwala ono patrzeć sobie w karty, gdy stwarza przed innymi tajemnice. Można nazwać to poszukiwaniem własnej indywidualności.

Indywidualność została umocniona dzięki zanikowi wielopokoleniowej rodziny i przede wszystkim dzięki zniknięciu struktur charakterystycznych dla wiejskich społeczności. Ja może iść własnymi drogami, ma prawo do prywatności. Owo prawo jest, jak wiadomo, świeżej daty. W roku 1890 prawnicy Warren i Brandeis wprowadzili przez swój esej »The right to be alone« pojęcie prywatności do publicznej dyskusji, w jurysdykcji odgrywa ono jednak rolę dopiero w ostatnich dziesięcioleciach. W wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 16.7.1969 mówi się programowo: Jednostce należy ze względu na nieskrępowany rozwój swojej osobowości, za który ona sama ponosi odpowiedzialność, pozostawić »pomieszczenie« [...], w którym rozporządza ona »sama sobą« i »do którego może się wycofać, do którego otoczenie nie ma dostępu, w którym osoba jest pozostawiona w spokoju i korzysta ze swojego prawa do samotności.«

Zakłada się, że istnieje sfera życia jednostki, która z natury ma charakter tajemnicy. Takie stanowisko mogło dojść do głosu dopiero w wyniku straszliwych doświadczeń w państwach totalitarnych, jak też dzięki zasadniczym zmianom, jakie zaszły w stosunkach międzyludzkich społeczeństw dobrobytu, gdy jednostka otrzymała możliwość posiadania własnego pokoju lub wręcz własnego mieszkania. Wystarczy przypomnieć sobie, że w dawniejszych czasach nieznany był zwyczaj posiadania własnego łóżka jako mebla. Ludzie rozbijali z nadejściem nocy obóz i bez skrępowania poruszali się między pomieszczeniami, gdyż korytarze należały do rzadkości. Z punktu widzenia współczesnego Europejczyka ludzie musieli wtedy zaprzeczać swemu Ja, maksymalnie zatracali się w Innych, snucie powiązań było niesłychanie utrudnione, zarazem nastręczało się dużo więcej niż obecnie okazji do knucia intryg i wzajemnego podżegania przeciw sobie. Gdzie jest niewiele przestrzeni, jest też niewiele tolerancji, ludzie wzajemnie depczą sobie po piętach. Im większa jest przestrzeń, w której może powstać ›Pomiędzy‹, tym intensywniejsze jest uczucie, że ma się własne Ja, że jest się ze sobą tożsamym, choć wcale nie o to chodzi. Chodzi o to, by nie czuć się przytłoczonym przez innych, by nie musieć czynić rzeczy, po których nie można zdać egzaminu przed Innymi, choć tego się właśnie pragnie. Oczywiście nie muszą to być wyłącznie faktycznie istniejący Inni. Wystarczą wyobrażeni. Mówi się przecież, chciałbym zdać egzamin również wobec potomności. Lub zarzuca się komuś, że czyni coś, czego będzie żałował, co nie zostanie mu wybaczone.

Ja to nie Inni, to pozostawanie w odniesieniu do Innych i chęć odróżniania się od nich. Ja jest postrzegane jako Ja tylko jeśli jest inne niż wszyscy Inni. Takim stać się może jedynie wtedy, gdy zbuduje ›Pomiędzy‹, które będzie różnić się od wszystkich innych ›Pomiędzy‹.

Właściwie każde Ja jest świadome tego, że nie określa się samo z siebie, że jego treścią nie jest poszukiwanie siebie samego, ale że nieustannie spogląda na Innych. Pragnie być właśnie dokładnie takie albo nie takie jak konkretny Inny. Wciąż odrzuca i wciąż naśladuje. Chciałbym być taki, jak Inny kiedyś był, każe Handke powiedzieć Kasparowi Hauserowi. (...) Poszerzenie Ja, o którym mówi Broch, jest właściwie poszerzeniem kontaktów z Innymi i Innym, odbywa się jako komunikacja z Innymi. Można nazwać ją dialogiem, przy czym powinno się być świadomym, że ów nie rozpoczyna się od konsensu, ale od złego rozumienia (Mißverständnis), od dyssensu, jak pokazał Schleiermacher. Kto rozumie, nie pyta. Kto zaledwie dopuszcza możliwość niezrozumienia, musi stawiać pytania. Nie musi czynić tego głośno, może pytać w duchu, ale także wówczas wyobrazi sobie Innego, do którego kieruje pytanie. Odpowiedź Ja będzie w stanie dać sobie jedynie w wyjątkowych przypadkach, nawiąże z tego względu komunikację z wieloma Innymi, co dla ›rozwoju osobowości‹ oraz ›poszerzenia granic Ja‹ będzie tylko z korzyścią. Tego rodzaju kontakty z Innymi nie oznaczają braku orientacji, ale są budowaniem orientacji w nieustannej wzajemnej grze.